Taka jest natura człowieka, że każdy z nas potrzebuje czasami miejsca aby się zrelaksować, swojego rodzaju oazy spokoju, która dostępna jest jedynie dla nas. Jeśli chodzi o mnie, to jest nią mój ogród przydomowy.
Jak więc wygląda mój ogród przydomowy, moja prywatna oaza spokoju? Nie jest on zbyt okazały, nie ani duży ani piękny. To po prostu mały skrawek ziemi. Niestety jako że mieszkam w bloku i ze względów finansowych nie było mnie stać na nic większego, to wszystko co mam. Mam tutaj kilka krzewów, kilka małych drzewek a całość otoczona jest drobnymi różami. Czerwonymi i białymi… Co zaś najważniejsze dla mnie, jest on nieuporządkowany. Większość zapewne w tym momencie pomyślałaby, że wynika to z mojego niedbalstwa. Nic bardziej mylnego. Chociaż uważam siebie za osobę dosyć ogarniętą i dobrze zorganizowaną, tak naprawdę po prostu lubię chaos. Lubię przebywać w miejscu, który sprawia wrażenie naturalnego, dzikiego. Jednak najważniejszą rzeczą dla mnie w tym momencie jest to, że mój ogród przydomowy to miejsce, w którym przebywają moje własne koty. A przecież te wspaniałe zwierzęta to drapieżniki, które czuć dobrze mogą się jedynie w środowisku dla nich naturalnym. A jakby nie patrzeć ogród w „stylu angielskim”, w którym wszystko jest dokładnie określone, wszystko ma swoje miejsce, takim środowiskiem ewidentnie nie jest. Nie ma tu miejsca na ukrycie się, co z kolei utrudnia polowanie.
Każdy ogród przydomowy tak naprawdę jest inny. Jedne są dzikie, inne uporządkowane. Jedne są piękne, zapierają dech w piersiach, zaś inne wręcz odstraszają swoją brzydotą. Osobiście nie uważam, że jedne z nich powinniśmy uważać za lepsze a inne za gorsze. Jak to się mówi, „o gustach się nie dyskutuje”.